Darmowa dostawa od 199,00 PLN
2020-03-31

Kwarantanna, dzień bez znaczenia już który… Opowieść o tym jak wylądowałem z wielorybem w wannie

Byłem zawsze przygotowany na wszystko - gdy poznawałem moją dziewczynę, a potem przyszłych teściów, przy narodzinach moich dzieci oraz w trakcie późniejszych regularnych weekendowych wypadów na zakupy. Perfekcyjnie opanowałem już każdy element życia rodzinnego, starając się być jak najlepszym facetem i ojcem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ten przeklęty koronawirus! Ta cała sytuacja z #zostanwdomu odkryła przede mną wiele spraw, na które wcześniej miałem zamknięte oczy. 


Przez tę całą epidemię tak jak ¾ świata, codziennie siedzę teraz na home office, moja kobieta tak samo. Dzieci nie chodzą do szkoły, a wszystkie lekcje przerabiają online przy komputerze. Plus tego taki, że w końcu mogę się im odwdzięczyć i wyskoczyć przed kamerę gdy akurat „są w szkole”. Kot chodzi zły, bo niewyspany, a psa chyba boli ogon od merdania. Cały czas wszyscy są w domu, non stop. Minęło już dwa i pół tygodnia życia w tym trybie, choć mam wrażenie, że miesiąc.

Zobacz też: W co się bawić? 100 propozycji aktywności dla dzieci i rodziców

Okazuje się, że – tak jak zapewne wielu facetów – nie miałem pojęcia o wielu codziennych aspektach życia własnej rodziny. Skupiony (korporacyjnie chciałoby się powiedzieć – sfokusowany) byłem na swoim programie dnia: pobudka – spacer z psem – zawieźć dzieci do szkoły – praca – powrót do domu i obiad czekający na talerzu - kolacja – gangsterski serial – znowu spacer z psem – sen i już. W jakim byłem błędzie myśląc, że w domu nic nadzwyczajnego się nie dzieje!  

Dla przykładu, oto wczorajszy przebieg wydarzeń: 

Godz. 9

Obudziłem się o dość późno, ale zostało mi pół godziny do cotygodniowego calla. Myślę: „OK, na luzie”. Dane wysłałem wczoraj wieczorem. Mogłem sobie więc pozwolić na małą drzemkę. To był strategiczny błąd. Dlaczego?

Otóż w ciągu tych 15 minut moje bąbelki ponaklejały mi na przedramionach zmywalne tatuaże od Rex London z motywem kosmosu. I oczywiście, z rakietą czole…. Nie byłem w łazience, wrzuciłem tylko na siebie najlepszą błękitną koszulę, uklepałem włosy i zasiadłem do komputera. Dzieci przyniosły mi kawę, szok! (po wszystkim zrozumiałem dlaczego…) Zaczynamy calla. Podwijam rękawy i… szybko zakrywam ręce. Uff! Po trzech minutach rozmowy po drugiej stronie ekranu pierwszy śmiechem wybuchł mój szef, potem reszta zespołu, a siedzący w Montrealu kanadyjczyk aż zaczął się krztusić. Ostatecznie wyszło na wesoło. Wszyscy mają teraz podobne wyzwania, ale mimo wszystko wstyd.

Godz. 12

W południe zrobiłem sobie godzinną przerwę „na lunch”. To jest plus pracy z domu. Dzieci siedziały akurat w salonie przy komputerze.  Szukałem swojego tableta, zajrzałem więc do ich pokoju, a tam na podłodze ładne kolorowe, ale jakby nieco dziwne drewniane elementy w kształcie łuków. Pamiętam, że męczyli mnie wszyscy ostatnio, żeby jakieś półki nowe pomontować. W dobrej wierze uznałem, że to są dokładnie te i postanowiłem się wykazać. Co tam, że po pół roku. Może i mam home office, ale przecież to ja jestem głową rodziny. Natychmiast złapałem za ulubioną wkrętarkę. Dokręciłem wszystkie półeczki do ściany i to w odpowiedniej kolejności, od największych do najmniejszych. Duma! Efekt? Okazało się, że były to dwie supermodne i designerskie sześcioelementowe drewniane tęcze Grimms'a . To te polecane przez znajomych zabawki, które sam kupiłem dzieciakom na gwiazdkę i zdążyłem o nich zapomnieć (o zabawkach, nie dzieciakach ;). Ostatecznie po zakończeniu pracy, czyli zamknięciu laptopa, musiałem wszystko zdemontować. Wcześniej rodzina zdążyła tym konstrukcjom porobić zdjęcia i do teraz każdy nie może wytrzymać ze śmiechu. Temat był też wałkowany na kilku rodzinnych grupowych konwersacjach online i wideokonferencji z dziadkami. Teraz boję się otwierać linki z durnymi obrazkami i memami od kumpli, w obawie, że znajdę tam swoje „dzieło”. Na szczęście, już koniec pracy na dziś. 


Godz. 17

Późnym popołudniem synek poprosił mnie o pomoc z serią zrób-to-sam Rex London. OK, jestem filozofem z wykształcenia, ale pomyślałem sobie: „To w końcu nie może być takie trudne, co tu można zepsuć?!”. Złapałem za klej błyskawiczny i dla próby skleiłem samochód wyścigowy. Poszło tak gładko, że tak samo skleiłem resztę pojazdów z całej kolekcji. W paru miejscach co prawda krzywo, ale wystarczyło dociąć nożyczkami. Nie skleiłem sobie nawet palców. Udało się! Synek zobaczył gotowe modele i od razu w ryk. Okazało się, że oczywiście te kartonowe modele to układanka, którą można składać i rozkładać, bez użycia kleju i nożyczek. Było to wyraźnie opisane w instrukcji, do której oczywiście nawet nie zajrzałem, bo po co. Dziecko się na mnie obraziło, a zanim zdążyłem spróbować go czymś przekupić, poskarżył się mamie, która nie odzywała się potem do mnie przez dwie godziny. Brawo ja.

Godz. 19

Po kolacji wreszcie chwila odpoczynku. Na podłodze w salonie zauważyłem fajną zakrzywioną drewnianą deskę. Takiego nietypowego mebelka jeszcze nie widziałem, odwróciłem ją więc filcową stroną do góry , położyłem na niej nogi i rozsiadłem się wygodnie na fotelu z gazetą w rękach. Podnóżek rewelacja!

Tak, zgadliście. To nie był żaden mebel, tylko deska do bujania i balansowania Wobbel, którą moja córeczka dostała rok temu na urodziny i wprost ją kocha. Skończyło się awanturką, że nie umiem korzystać z niej prawidłowo. W dodatku synek znowu po kryjomu zrobił mi fotkę, jak tak siedzę rozparty niczym na tronie: ręce całe w dziecięcych tatuażach, brwi zmarszczone w grymasie zadumania nad przełożonymi mistrzostwami Europy w futbolu, usta półotwarte, obok na stoliku kawa - wszystko to z dziecięcą zabawką pod nogami. I znowu to samo – zdjęcie krążyło po różnych grupach, które utworzyliśmy z naszymi znajomymi i rodziną. Córka pewnie nie omieszka wspomnieć o tym na szkolnej grupie online, czyli wszyscy się dowiedzą. I znów na kolejnej wywiadówce trzeba będzie świecić oczami. Bo ostatnim razem przez pół godziny siedziałem nie w tej klasie co trzeba…

Czytaj: Sposób na dziecięcą nudę? Naucz je dobrze sobie znanych gier i zabaw

Godz. 20

Potrzebowałem się w spokoju czegoś napić, tylko w czym… Wszystko w myciu. Moją uwagę zwróciła stalowa termobutelka Pura, którą dostaliśmy na użytek całej familii. Mamy różne ustniki, ale moją oczywiście pół roku temu zgubili. W szufladzie zawsze jest dziecięca zapasowa ze smoczkiem, ze starych czasów. Pomyślałem, trudno, raz się żyje. Zamontowałem ją do butelki i nalałem czego trzeba… To działa! Pije się sprawnie i fantastycznie. Teraz będę korzystał tylko z niej i ze smoczkiem. Oczywiście w tajemnicy przed rodziną.

Godz. 21

Późnym wieczorem nastał wielki finał. Zmęczony pracą, ciągłymi żartami i podśmiewywaniem się z ojcowskiego autorytetu postanowiłem naprawdę się zrelaksować. Odczekałem aż łazienka wreszcie będzie wolna, napełniłem wannę gorącą wodą i przygotowałem playlistę na smartfonie z ulubionymi metalowymi kawałkami z czasów młodości. Na początek Metallica i „Master of Puppets”. Śpiewałem do szamponu-mikrofonu. Cała kolekcja kauczukowych zabawek kąpielowych HEVEA – kaczka kawan, wieloryb i żółw słuchała mojego koncertu. Szaleństwo. Dziecięce okulary do pływania Bling2O z dinozaurami zmieściły się na mojej głowie, zanurzałem się więc i oddychałem przez fajkę małej syrenki. Zapomniałem o pracy i zmęczeniu. Było super. Te zabawki są genialne!

Godz. 21.45

Oczywiście nie zamknąłem drzwi w łazience, więc dzieciaki nagrały filmik. Dalszy ciąg wydarzeń znacie…

Godz. 22

Pies popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Nie chciał już iść na spacer, dziesiąty raz tego dnia... Uff, cisza i spokój, jeden odcinek serialu i można iść już spać.

Godz. 23

Zamykam oczy. Od rana wracamy na nowo do wariatkowa. Jedno jest pewne, mógłbym tak żyć codziennie! :D

Wpis z dziennika Jana Kwietnia, środa, 1.04.2020 r.

#1kwietnia

#zostanwdomu


Polecane

Zaufane Opinie IdoSell
4.85 / 5.00 68 opinii
Zaufane Opinie IdoSell
2022-05-21
Super!
2022-01-04
Bardzo dobra profesjonalna obsługa.Personel pomocny dla klienta
pixel